aymar
Gaduła nad gadułami :-)

Pomógł: 3 razy Wiek: 52 Dołączył: 09 Lis 2007 Posty: 508
|
Wysłany: Pon Sty 18, 2010 11:51 am Nasi Rodacy w Norwegii
|
|
|
Polacy w Norwegii. Tak trochę z innej strony
2010-01-11 12:33:34
Autor: rysiek74
Cytat: | Prace sezonowe w Norwegii cieszą się dużym
zainteresowaniem Polaków. Fot. AFP
Wiele się ostatnio mówi o polskiej emigracji. Emigranci bronią swoich decyzji, a Polacy w kraju drwią i wyśmiewają się z nich. Ja spojrzałem na moich rodaków z innej, mam nadzieję, obiektywnej strony...
Pewnego pięknego popołudnia siedziałem sobie z moim dobrym kolegą przy buteleczce czegoś mocniejszego. Gaworzyliśmy o życiu. Co u mnie, co u niego, trochę o polityce, sporcie. Takie męskie ploty. Rozmowa zeszła na temat pracujących w Norwegii Polaków. Zaczęliśmy wymieniać się naszymi spostrzeżeniami w tej materii. Na podstawie naszej rozmowy udało mi się wyodrębnić kilka charakterystycznych grup emigrantów.
1. Polacy, którzy rzucają się w oczy łysymi głowami, skórą, szerokim chodem i ciągle przystawioną komórką do ucha. To nic, że nie rozumieją języka angielskiego, tym bardziej norweskiego. Siedzą często w samochodzie w pięciu i przy ogłuszających dżwiękach typu ups, ups, ups, ulatniających się z „wypasionych fur”. Oni nie przyjechali do pracy, lecz po łatwy szmal. Tu sprzedać, tam ukraść, tego oszukać, tamtego „zrobić”. Każdego, kto uczciwie pracuje i płaci podatki, uważają za śmiecia i niedoszłą frajerską ofiarę. Zrobić swoje i wrócić na chwilę do kraju. Potem ponownie na prom i tak w kółko. Czyż można tracić czas na pisanie czegoś więcej...
2. Polacy, którzy z wyboru i z pełną świadomością przyjeżdżają na prace sezonowe. Interesuje ich zarobek, a nie nauka języka, czy przeżycia turystyczne. Trudno będzie im opowiedzieć coś więcej o tym, co widzieli w Norwegii. Najlepiej znają piękne, dorodne krzaczki truskawek czy jagód. Jest to jednak sytuacja dość jasna dla obu stron. Plantator potrzebuje ludzi, którzy zbiorą jego plony. Dobrze zapłaci i odprowadzi podatek. Wszystko najczęściej odbywa się legalnie. Polacy są zadowoleni, bo z tego, co widzę, przyjeżdżają co roku te same osoby. Praca przez trzy, cztery miesiące dająca środki do życia na następne pół roku.
Mam znajomego, który (w jego mniemaniu) także ma pracę sezonową. Dostał pracę przy roznoszeniu gazet. Mówi trochę po angielsku, ale to wystarcza, bo po co mu norweski, kiedy codziennie wrzuca gazety do skrzynek. Miał tu być rok, by zarobić trochę kasy. Jest już trzeci rok, bo ciągle zbiera pieniądze na coś nowego. I tak przechodzimy do następnej grupy .
3. Polacy z branży budowlanej (ale nie tylko), przyjeżdżąjacy na konkretne zlecenia lub kontrakty. Działa to w ten sposób, że Polak z papierami w Norwegii otwiera legalną firmę tu na miejscu. Najczęściej jest to coś z dziedziny remontów lub sprzątania. Taki szef może oficjalnie zatrudniać Polaków załatwiając im uprzednio legalne papiery i pozwolenia na pracę. Owy szef dostając zlecenie, np. remont łazienki u pana Jakobsen, dzwoni do pana Kowalskiego, który jest hydraulikiem i innych panów Kowalskich, którzy kupują prowiant na trzy tygodnie, papierosy, wódkę i pakują się do samochodu, żeby dojechać do pracy.
I to jest grupa, którą Norwegowie postrzegają poprzez bardzo skrajne pryzmaty. To oni są najbardziej rzucającą się w oczy grupą Polaków. Czy dlatego, że najbardziej liczną? Nie! Na pewno nie, tylko dlatego że pracownik taki w większości przypadków nie myje się, wchodząc do sklepu w brudnym od farb i tynków ubraniu, pozostawiającym za sobą intensywną woń męskiego zapachu ciała. Płacąc w kasie musi spojrzeć na mały ekranik, by wiedzieć ile ma zapłacić, bo ni w ząb nie rozumie, co się do niego mówi. Nawet najprostsze „dziekuję”, albo „do widzenia” jest poza zasięgiem. To jest obraz Polaka. Tak nas widzą i - czy tego chcemy czy nie - to tak też widzą nasz kraj - jako brudny, szary i odrażający, gdzie jedynym pozytywem jest tani alkohol.
Jest jednak pewna zależność pomiędzy pracą na kontrakty, a czasem jak długo się to robi. Otóż część tych rozkraczonych między Polską a Norwegią ludzi, pracujących tutaj, a żyjących i utrzymujących rodziny w Polsce, zaczyna w pewnym momencie myśleć racjonalnie. „Po co ja mam tak jeździć w tę i z powrotem, jak mogę wynająć mieszkanie, ściągnąć rodzinę i pracować więcej”. I też tak robią. Okazuje się, że dzieci bez języka szybko wkomponowują się w nową rzeczywistość korzystając z wszelkich dobroci rozwiniętego kraju.
Dzieci idą do szkół dla obcokrajowców i uczą się norweskiego, poznają kulturę kraju i jak funkcjonuje zdrowe społeczeństwo. Najczęściej po roku są już gotowe do pójścia do norweskiej szkoły i wejścia w przyjazne środowisko. A co z malżonkami. Oni także mają pełną gamę ofert dla obcokrajowców. Począwszy od kursów językowych, kończąc na doradcach w urzędach pracy, którzy postarają się, by ten ktoś dostał pracę na miarę swoich, obecnych możliwości. Raj? Może. A może poprostu kraj, który jest normalny.
4. Emigrant, zaczynający od spania na materacu w pięciu w małym pokoju z jedną łazienką, ściagnął rodzinę. Dziecko chodzi do szkoły. Żona nie pracuje, ale uczy się języka i zajmuje się domem, albo raczej małym mieszkankiem, które wynajęli. On pracuje tam, gdzie pracował, ale teraz zarabia więcej, patrzy, by podatki były płacone, no i wszystkie ubezpieczenia. Z czasem rozgląda się za nową pracą, myśli o języku. A co to? Szkoła za darmo, książki, przybory szkolne daje szkoła, nawet komputer dali, bo jest to konieczność. Wszystkie przecież informacje dotyczące szkoły są przesyłane pocztą internetową.
Widzicie już tego przedstawiciela następnej grupy? Tak, to czlowiek , który dojrzał do tego, by nie myśleć tylko o pieniądzach, ale też o polepszeniu swojego życia. Swojego standardu życia. Jest dobrze, tylko on pracuje , stać ich na względnie normalne życie i jeszcze coś zostaje. Pojawiają sie pierwsze słowa, a nawet wymiany zdań po norwesku.” Boże przecież to nie jest takie straszne sie odezwać!”. I nasz emigrant zaczyna śmielej i śmielej działać ze swoją łamaną norweszczyzną. Zaczął dbać o siebie, zaczął się usmiechać i zauważać ludzi wokół siebie. Gdy malżonka znajduje pracę, to już jest „Ameryka”! Niby nic, sprzatączka w domu starców, ale jak tak liczą w głowie, ile to jest na polskie, to aż za głowę się chwytają, że bogaci są...
5. Ten moment w ich życiu jest bardzo ważny. Mogą się zachłysnąć Norwegią, pieniędzmi , albo przyjmować to, co daje życie ze spokojem i ciągle podnosić sobie poprzeczkę nie zapominając kim są. Niestety chyba każdy przechodzi taki moment na emigracji, gdy chce pokazać , szczególnie wśród znajomych, rodziny w Polsce, jak im się teraz powodzi. Musi być od razu droga fura - oczywiście na norweskich blachach - częste wizyty w Posce, by ją pokazać i opowiadać, opowiadać, wklejając oczywiście co jakiś czas norweskie zwroty, słowa, bo przecież mieszkają tam i są już prawie Norwegami.
Ja też to przechodzilem. Też się zachłysnąłem emigranckim życiem, ale kiedyś przyszła tęsknota za kiełbasą ślaską i kiszonym ogórkiem. Taki ktoś, kto usilnie chce być innym człowiekiem, być takim samym jak Norweg, musi kiedyś przegrać i zdać sobie sprawę, że żyć w Norwegii, a być Norwegiem, to dwie zupełnie inne sprawy.
I tak też rozwija się nasza emigrancka rodzina. Pojawiła się tęsknota za tym, co dla nich naturalne, codzienne. Zakupili polską telewizję i choć ogladają norweską, to lubią popatrzeć na wiadomosci z kraju. Święta... tak jeszcze rok temu musieli jechać do Polski z drogimi prezentami, w tym roku zapraszają rodzinę do siebie, ale pod warunkiem, że mama upiecze makowiec i zrobi kapustę z grzybami. A tata może zrobi kompot z suszu? Byłoby cudownie. Wigilia po polsku, choinka i może jakaś potrawa norweska - tak dla smaku. Przełamać sie opłatkiem z rodziną.
W pracy nasz emigrant opowiada, jak świętuje sie w Polsce, ale robi to w taki sposób, że ludzie go słuchają z zainteresowaniem i chcą spróbować ten sławny makowiec mamy. Jest Polakiem, który zauważył, że jego narodowość też ma wartość poza granicami Polski. Powoli znajduje równowagę miedzy byciem Norwegiem i byciem równoczesnie Polakiem. Na to jednak trzeba czasu. Tego procesu nie da się przyspieszyć.
Niedziela. Zima. Nasza rodzina emigrantów była nauczona spędzania wolnego czasu w centrach handlowych, a tu patrzcie! Córka przez tylne drzwi wniosła więcej norweskości niż oboje rodzice razem wzięci. Całą rodziną w wolnym czasie są na biegówkach. Spędzają czas tak, jak wiekszość Norwegów, czyli aktywnie na zewnatrz.
Tak toczy się ich życie w spokoju, bezpieczeństwie i dostatku. Ile jednak musieli przejść, by to osiągnąć. Osiągnąć normalność. Bo własciwie niczym wielkim nie mogą się pochwalić. Mogą jednak powiedzieć, że są szczęśliwi i po wielu latach małżenstwa nadal uśmiechać się do siebie przy porannej kawie. |
Zródło www. interia.pl
edytowane/ moderator |
_________________ Bóg często nas odwiedza,ale przeważnie nie ma nas w domu... |
Ostatnio zmieniony przez Gochna H Pon Sty 18, 2010 12:01 pm, w całości zmieniany 2 razy |
|